Zdjecie ilustrujace artykuł ---> Zdjecie z pierwszej strony-->Przegięłaś!
Edyta Górniak bawi się w cenzora naszym kosztem
Jutro rozpoczyna się proces sądowy, który Edyta Górniak (32 l.) wytoczyła "Super Expressowi". Zanim jednak do niego doszło, sąd na prośbę piosenkarki zakazał nam publikowania zdjęć artystki i jej rodziny. "Super Express" uszanował tę decyzję, choć energicznie zabiega o jej uchylenie. Ale przerywamy milczenie. Edyta Górniak od kilku dni szkaluje nasze dobre imię.
Gwiazda nie kryła pretensji do "Super Expressu" podczas poniedziałkowej rozmowy z dziennikarzem polsatowskiej "Interwencji". Opowiadała o paparazzich, którzy jej ciążę i pierwsze miesiące macierzyństwa rzekomo zamienili w koszmar. Zapytana, o czym marzy, odpowiedziała, że chciałaby urodzić córeczkę, czuć się swobodnie na ulicach i móc bez strachu przed wścibskimi dziennikarzami robić zakupy. W wywiadzie dla "Wprost" oskarżyła ich bałamutnie o to, że "zniszczyli jej wizerunek".
Przez wiele lat Górniak pokazywała się na okładkach kolorowych pism z aktualnym narzeczonym i opowiadała o tym, co najbardziej intymne.
Opowiadała wszystkim
Nie tylko fani potrafią wymienić jej kochanków. Sama wyliczyła ich w ubiegłorocznym talk-show Kuby Wojewódzkiego. "Obsmarowała" Piotra Kraśkę i Roberta Kozyrę, a Piotra Gembarowskiego nazwała wręcz świnią. Czy to jest ten "poziom", o którym tak często wspomina? A trzeba przyznać, że Górniak dba o wizerunek. Bo jak inaczej wytłumaczyć jej pojawienie się na rozdaniu Wiktorów w 2002 r w mini, pod którym widać było intymną bieliznę? Nieskromną kreację cała Polska komentowała mało pochlebnie. Prawdopodobnie jeszcze wtedy gwiazda wyznawała zasadę: źle czy dobrze, byle po nazwisku. Cóż się w takim razie zmieniło? Może to poporodowa depresja?
Wojnę rozpętała pod koniec czerwca tego roku. W Łomży spoliczkowała fotoreportera. Ten podał ją do sądu. Wtedy Górniak na swojej stronie internetowej umieściła list otwarty. Nazywała dziennikarzy "pier...ymi szczurami". Później tłumaczyła, że użyła niecenzuralnych słów, by sprowokować media. - To nie jest mój język codzienny - krygowała się. Ci co artystkę znają twierdzą inaczej. Potem gromko zapowiadała wycofanie się z życia publicznego.
Szokujące zdjęcie w internecie
Współczucie jej wielbicieli skończyło się we wrześniu. Na stronie internetowej zamieściła wtedy zdjęcie synka w odchodach. I podpisała: "Cześć paparazzi, to ja Allanek".
Posługując się stroną internetową, cały czas żaliła się, że najwięcej krzywdy wyrządziły jej popularne gazety, także "Super Express". "Super Express" z rezerwą i powściągliwie relacjonował te ekscesy. Mimo to w październiku piosenkarka pozwała nas do sądu. Zarzucała "naruszanie wizerunku, prywatności, miru domowego, spokoju, poczucia bezpieczeństwa oraz czci i dobrego imienia". Wtedy sąd w bezpardonowej i dziwiącej wielu prawników decyzji wydał zakaz "publikowania i rozpowszechniania informacji na temat życia zawodowego, osobistego, rodzinnego i finansowego" Górniak, jej partnera i dziecka. Wkrótce potem na życzenie artystki zamknięto jej oficjalną stronę. 6 grudnia w kolejnym liście do mediów napisała, że zakaz sądowy publikowania informacji na jej temat dotyczy tylko sfery prywatnej i obowiązuje do momentu zakończenia procesu. Pisała też: "Pragnę Was przeprosić za wypowiedziane słowa, kierowane wielkimi emocjami...". Niestety, w wywiadach udzielonych później zastrzegła, że przeprosiny nie dotyczą "Super Expressu". Pytamy Edytę Górniak, dlaczego w chwili, kiedy rękami sądu nałożyła kneble na nasze usta, wykorzystuje nierówną sytuacją i sama kąsa?
Nie damy się!
Nie pozwolimy, by artystka cenzurowała naszą gazetę. Będziemy pisali o niej tak samo, jak o innych gwiazdach. Nie pozwolimy zasznurować sobie ust! Pani Edyto, zapomniała pani, że wszystko w życiu ma swoją cenę. Opowiadając latami o swojej prywatności, dała pani wszystkim klucz do niej. "Obiecywała", że skończy z karierą. A od czasu tej deklaracji zaśpiewała pani już kilka razy, a teraz prawdopodobnie przygotowuje nową płytę. Prawda jest taka, że gwiazdy, które wracają na scenę po urodzeniu dziecka, za każdym razem walczą o popularność na nowo. Edyta Górniak próbuje wykorzystać sąd do tego celu.
Redaktor naczelny "Super Expressu" odpowiada gwieździe
Edyta Górniak w swoich publicznych oświadczeniach dzieli dziennikarzy na "dobrych" i "złych". "Dobrzy" są jej zdaniem tacy, których teksty na swój temat piosenkarka aprobuje (i liczy na ich dalszą życzliwość). Zaś źli to my z tabloidów, bo piszemy nie po jej, Edyty Górniak, myśli.
Jako media takie podziały na złych i dobrych my dziennikarze o dłuższym stażu już ćwiczyliśmy. Taki podział obowiązywał np. w PRL. Na koniec zawsze jednak wychodzi, że dziennikarze dzielą się wyłącznie na niezależnych i usługowych. Tak będzie i tym razem. Nie obawiam się o "Super Express".
Komentarz redakcji:
Mniej cenzury, więcej śpiewu!
Panna Edyta Górniak uzyskała sądowy zakaz pisania o niej w gazetach, w tym w "Super Expressie". I zaraz potem zaatakowała zamilkłych dziennikarzy. Oto powód, dla którego bezstronny sąd powinien operować mieczem i wagą, a nie nożycami i kneblem! Zamykając bowiem usta prasie w obronie dobrego samopoczucia Edyty, sąd ograniczył tym samym wolność wszystkich Polaków.
Utrudnił im bowiem dostęp do informacji i otworzył drzwi dla podobnych żądań nieuczciwych polityków. Bo skoro wolno Edycie, dlaczego nie im? Są osobami publicznymi? Są! Występują przed ludźmi? Tak! Płacimy im za to? I owszem! Tyle że oni łżą jak z nut, a Edyta Górniak z nich śpiewa.
Dlatego wszędzie w cywilizowanym świecie i politycy, i estradowcy, decydując się na swoje profesje, z góry zgadzają się też na prezentowanie publiczności całych siebie - z poglądami, głosem i kolorem ścian w sypialni.
Panno Edyto! Jeżeli nadal pragniesz zostać dobrą piosenkarką - próbuj, może ci się to kiedyś uda. Ale jeśli myślisz o zmianie zawodu, nie próbuj zostać cenzorem. Polacy ich nie potrzebują!